10 lat

Na początku tego roku w mediach społecznościowych triumfował #10yearschallenge. Ludzie zewsząd wyszukiwali swoje zdjęcia sprzed 10 lat i pokazywali jak się zmienili. Przez chwilę miałam nawet ochotę też to zrobić, ale potem ogarnął mnie mój naturanly stan umysłu „ale po co?„. I dopiero dziesięć miesięcy później, doliczyłam się, że faktycznie mam powód do takiego porówniania albo i nawet podsumowania bo to już 10 lat odkąd przeprowadziłam się na stałe do Hiszpanii!

Pamiętam jak do naszego nowego mieszkania w centrum Grenady dotarliśmy prosto z Gdańska po zmroku. W wąskiej uliczce czekała na nas właścicielka. Ucałowała nas oboje na powitanie, jakbyśmy byli dobrymi znajomymi, po czym weszliśmy na górę. Mieszkanko było niewielkie choć przytulne – mały salon z aneksem kuchennym, sypialnia, mikro łazienka i taras.

Był październik 2009, dopiero co obroniłam pracę magisterską a naszym jedynym źródłem dochodu były moje skromne oszczędności z Polski oraz kredyt studencki Gerardo. Po hiszpańsku rozumiałam tyle co nic, wstydziłam się mówić i ogólnie nie bardzo wiedziałam co ze sobą począć.

Wszystko trochę przerażało. Nie tylko nowe otoczenie, ale dorosłość. Skończyłam studia, nie było wymówek, czas coś z tym zrobić, znaleźć pracę i zacząć zarabiać. Tylko jak? Co? Gdzie?

Na początek zarejestrowałam się na portalu wymiany językowej i zaprzyjaźniłam się z poznaną tam dziewczyną. Razem z jej koleżanką chadzałyśmy w środy na spotkania, na których ciągle jednak rozmawiałam z ludźmi po angielsku, nie mogłam się przemóc. Dnie spędzałam przerabiając lekcje z książki do samodzielnej nauki języka hiszpańskiego z lat 80.

my i Sierra Nevada w tle w 2009
To my i Sierra Nevada w tle AD 2009 😀

Szło mi dość szybko, ale nadal wstydziłam się mówić i jak tylko miałam pewność, że mój rozmówca rozumie angielski, natychmiast porzucałam jakiekolwiek próby komunikowania się po hiszpańsku. Było to wszystko dość uciążliwe, i dla mnie, i dla Gerardo. Musiał ze mną chodzić i załatwiać praktycznie wszystko – numer ubezpieczenia społecznego, telefon komórkowy, lekarza…

Powiem szczerze, że fakt, żeśmy to jakoś razem przetrwali można zawdzięczać chyba tylko temu, że oboje jesteśmy uparci jak osły i bardzo nie chcieliśmy dać za wygraną. Raz spakowałam już nawet walizkę, chociaż zaraz po tym, jak to zrobiłam, nie miałam pojęcia co z nią zrobić, więc tylko się rozpłakałam 😛

Ale płacz tu w niczym nie pomagał, więc wracałam do moich książek i godzinnych dyskusji z Gerardo i rozmyślań. A głównie rozmyślałam o tym, co mi powiedziała kiedyś pewna szanowana lekarka a mianowicie, że czasem trzeba wziąć się w garść. I choć tak wtedy jak i teraz, taką radę mogła sobie wsadzić wiecie gdzie, tak jakoś z wielkim bólem po mału, po mału jakoś się w tę garść wzięłam.

Zamiast na kurs jezykowy jednak, zapisałam się na studia. Z neuronauk.

Niecierpiałam tylko jednego z profesorów, który często zmuszał mnie do publicznych wypowiedzi a i raz poprosił mnie nawet o przeczytanie na głos tekstu z książki. Czułam się jak w pierwszej klasie podstawówki, ale o wiele mniej kompetentna. Cóż, wtedy wychowawczyni mogła się przyczepić tylko do tego, że źle zaakcentowałam słowo muzyka. Tutaj pociłam się znacznie więcej usiłując przeczytać jakiś długi numer a profesor z uśmiechem na twarzy dorzucił, że mam czytać dlaej, przecież to nie takie trudne. I przeczytałam. A w duchu wypowiedziałam wszystkie znane mi wtedy hiszpańskie przekleństwa.

Koniec końców, studia skończyłam, ale nie napisałam pracy dyplomowej bo nie zdążyłam o czasie a latem wyjechałam do Wielkiej Brytanii. Z początku zupełnie tego nie planowałam, miałam po prostu spędzić wakacje w Polsce, ale tak się złożyło, że do samego Halloween pracowałam na wyspach. Jak wszyscy pomstowałam na pogodę ale na duchu podnosił mnie shortbread i spacery po parku.

ja i pies w angielskim parku

Nieskończone studia tyle mi się więc przydały, że gdy wróciłam z Anglii, w końcu zaczęliśmy mówić w domu po hiszpańsku. To był prawdziwy przełom. Była jesień 2011, przeprowadziliśmy się na Majorkę i dopiero poczułam, że życie zaczyna nabierać kolorów.

W końcu, po paru miesiącach znalazłam pracę. Na lotnisku. Ale miałam wtedy radochę. Przeszłam przez te wszystkie rozmowy kursy, dałam radę! Praca była ciężka, pisałam już o tym tutaj, ale dzięki niej poznałam wielu fajnych ludzi i w końcu mogłam pozwolić sobie na adopcję kota. Tak, zgadliście, tym kotem był Pieróg.

Na Majorce zmienialiśmy mieszkanie kilka razy, zmieniłam też kilka razy pracę. Znacznie poprawił się mój hiszpański a i nauczyłam się też robić zdjęcia. Kilka razy się dokociliśmy, ba, wzięliśmy nawet ślub. Zdobyłam i straciłam przyjaciół. Chodziłam na terapię i leżałam w szpitalu. Przestałam się bać prowadzić samochód i nurkować. Pierwszy raz rozjaśniłam włosy i zrobiłam sobie piercing. Nauczyłam się w tym czasie wiele o sobie i o życiu. Kiedy pięć lat później przez całe południe Hiszpanii jechaliśmy do Jerez, miałam uśmiech na ustach, chociaż nigdy nie żałowałam czasu spędzonego na wyspie.

W Jerez był strach o przyszłość i nowa praca z socjopatyczną szefową. Byli nowi znajomi, łagodne zimy, bezrobocie i depresja. Ale znów wzięłam się garść (szanowana pani doktor mogłaby być ze mnie dumna), choć nie bez pomocy mojego wspaniałego męża (ha, jeszcze się do tego słowa przyzwyczaję, zobaczycie :P). Jesienią w Jerez były pieczone ksztany a wiosną Feria del caballo.

ja z kotem w ramionach
Pieróg też chciał na ferię.

W zimowe wieczory siedziało się do późna nad planszówkami i jadło indyjskie żarcie z przyjaciółmi. Zaczęło się też włóczenie po lasach i uciekanie z escapie roomów.

Ale, że nigdzie nie ugrzejemy miejsca za długo to zaraz po tym był El Santiscal. Tutaj pewnego dnia wzięłam maszynkę i ogoliłam głowę. Tutaj odszedł Pieróg. Tutaj znaleliśmy Kluskę. Są sąsiedzi, którzy nas doprowadzają do szału i karaluchy, które latem spędzają nam sen z powiek. Są też: rozgwieżdżone niebo, hamak i nocne koncerty puszczyków. Historia nadal się pisze a nowe miejsca kuszą i necą. Dokąd będzie kolejna przeprowadzka?

5 myśli na temat “10 lat

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s