
Rok temu, po tym jak skończyła mi się umowa o pracę wybrałam się do Polski, oderwać się od rzeczywistości. Nie wiem skąd taki fatalny pomysł, żeby lecieć do Polski z Hiszpanii w połowie listopada. Chyba po prostu tęskniłam.
Zaraz na początku pobytu pojechałam z rodzicami do pustego mieszkania po babci, żeby zobaczyć jak idzie remont. Było dziwnie wiedząc, że będą tam teraz mieszkać inni ludzie, ale nie myślałam o tym za dużo. Stamtąd pojechaliśmy jednak na cmentarz i dopiero kiedy przeszłam przez bramę i pomyślałam, że tylko tak teraz mogę odwiedzić wszystkich dziadków ścisnęło mnie w gardle a do oczu napłynęły łzy. Ciężko je było opanować, babcia przecież zawsze była obok. Pisałam już kiedyś o tym, że miałam u niej właściwie drugi dom…
Drugiego dnia pobytu zaczęło mnie boleć gardło i skończyło się na antybiotykoterapii.
Taki był to pobyt.
Ale mogłam spędzić trochę czasu z rodzicami i moją kocią siostrą, na co tak naprawdę najbardziej miałam ochotę. A że zabrałam ze sobą ukochaną Minoltę, porobiłam też sporo analogowych zdjęć, którymi chciałam się dzisiaj z Wami podzielić.
Na początek las – las, za którym najbardziej w Hiszpanii tęsknię.
I jeszcze trochę pochmurnego, melancholijnego Grudziądza.
Piękna kota, zmarźnięta mama, mokry las… przykro mi z powodu babci 😦
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję 😘
PolubieniePolubienie
Mój Boże, jakie piękne te zdjęcia! Aż dech zapiera! Wszystko wygląda bajkowo w takim analogowym wydaniu, nawet polski listopad! ❤ Masz talent, naprawdę! ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję za miłe słowa ❤ Czasem mam wrażenie, że zdjęcia wychodzą dobrze tylko jak się czuje co się fotografuje 😊
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może tak być… widać na tych zdjęciach dużo Twoich emocji, wspomnień, Ciebie… 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba