
Stałam już w kolejce na lotnisku, kiedy spojrzałam na telefon i zauważyłam, że mam wiadomość do odsłuchania. To American Airlines informowało mnie, że z powodu opóźnienia jednego z moich lotów zmieniono mi cały plan podróży i zamiast do Nowego Jorku polecę do Miami.
Próba zdobycia nowej karty pokładowej spełzła na niczym, panie z obsługi nie były zbyt skore do pomocy, więc poleciałam do Madrytu i dopiero tam dostałam nowy bilet. Oczywiście wcale nie było to takie proste – najpierw musiałam kilkakrotnie, kilku osobom odpowiedzieć na nurtujące wszystkich pytanie W jakim celu podróżuję do USA?
W samolocie było zimno (co powinno było mnie przygotować na nadchodzący tydzień), ale owinęłam się kocem i obejrzałam po raz enty Powrót do Przyszłości.
Potem próbowałam obejrzeć Gorączkę sobotniej nocy, ale po pół godzinie dałam sobie spokój. Nawet fakt, że bardzo lubię Disco nie uratował tego filmu. Sprawdził się za to świetnie jako usypiacz. Zazwyczaj mam problem ze spaniem w środkach transportu, jednak tym razem udało mi się zdrzemnąć. Pech chciał, że kiedy się obudziłam wszyscy dookoła zajadali się lodami!
Nie dostałam mojego loda, ale zamiast tego obejrzałam, po raz drugi Dzień Świstaka. Było fajnie, chociaż na trzeci raz już się nie skuszę. Prezczytałam jeden rozdział książki, ale nie mogłam się skupić, więc rozwiązałam kilka sudoku, zjadłam wszystko, co mi przynieśli. Byłam w łazience chyba z milion razy bo bolały mnie nogi i tyłek od siedzenia. Po 9 godzinach lotu postawiłam stopę na amerykańskiej ziemi.
Tam również musiałam odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: Jaki jest cel mojej wizyty w USA? oraz całą masę innych. Po kilkudziesięciu minutach w różnych kolejkach przystemplowano mi paszport i zaczął się wyścig z czasem. Niewiele pozostało do odlotu samolotu do Orlando, a mój towarzysz R. musiał jeszcze odprawić walizkę. Podejrzewam, że zwyżka adrenaliny pomogła nam ten wyścig wygrać, bo nie wyobrażam sobie skąd inąd mielibyśmy w sobie tyle energii, żeby biec przez całe lotnisko. Mniejsza jednak o powód – grunt, że się udało! Z całkiem już pokaźną grupą Automatticians (włączając naszego CEO) wsiedliśmy na pokład samolotu relacji Miami International – Orlando International 😀
W autobusie z lotniska też było zimno, więc skoro tylko z niego wysiadłam, gorące, wilgotne powietrze przygniotło mnie okropnie. W hotelu temperatura była o jakieś 10 stopni (jak nie więcej) niższa niż na zewnątrz i od razu pożałowałam, że przywiozłam ze sobą letnią piżamę. Klimatyzacja była motywem przewodnim całego pobytu. Nigdy nie przypuszczałam, że tak zmarznę wczesną jesienią na Florydzie…
Tego pierwszego wieczoru po przylocie, byłam strasznie zmęczona, ale postanowiłam wytrzymać przynajmniej do 22, żeby jakoś przezwyciężyć jetlag. Zabrałam więc swój identyfikator, parę firmowych upominków, odświeżyłam się i poszłam na powitalną imprezę.
R. czekała na mnie w hallu i zaprowadziła mnie do naszego teamu. Wszyscy znaliśmy swoje twarze i głosy, ale jednak co innego jest zobaczyć nagle całą osobę 😀 I tak, pierwsze co wykrzyknął do mnie K. to: Myślałem, że jesteś wyższa! Zabawne, bo nie potrafię nawet sobie wyobrazić siebie wyższej, za to zdziwiłam się widząc, że S. jest niższa ode mnie, bo tym razem to ja myślałam, że będzie wyższa 😀 W ogóle wiele ludzi okazało się grubszymi, wyższymi lub niższymi niż ich sobie wyobrażałam. Niektórych ciężko było poznać, bo ich zdjęcie profilowe jest sprzed kilku lat, albo bez brody, albo w zupełnie innej fryzurze. Na szczęście każdy z nas nosił identyfikator ze zdjęciem, które wszyscy znamy komunikując się ze sobą więc w razie wątpliwości, można było zerknąć kto zacz.
O 22 poznałam już tyle ludzi, że przegrzał mi się mózg i nie pamiętałam imion połowy z tych, z którymi rozmawiałam. W Hiszpanii była już 4 nad ranem, a więc byłam na nogach od jakichś 22 godzin. Uznałam, że czas na mnie i zmyłam się do pokoju. Obudziłam się o 3 nad ranem i nie mogłam zasnąć – w domu była przecież już 9… Byłam koszmarnie zmęczona, ale musiałam wymęczyć umysł jeszcze bardziej, żeby po godzinie jeszcze chwilę dospać. Następnego dnia oczywiście czułam się fatalnie, a do tego było mi ciągle zimno (klimatyzacja!). Przedstawiłam się C., który z grzeczności podał mi rękę i dodał: My już się poznaliśmy, a widząc, że mrużę oczy w poszukiwaniu zagubionych wspomnień z poprzedniego wieczoru dodał Rozmawialiśmy wczoraj o tym, że jesteś z Polski. No jasne, że rozmawialiśmy, jezusmaria, powiedział mi nawet jakieś losowe polskie słowa, które znał.
Był to na szczęście jedyny taki incydent, co uważam za swoisty sukces, biorąc pod uwagę, że w ciągu tygodnia poznałam ponad 120 osób (ten numer oznacza oczywiście tylko tych, których spamiętałam :P).
CDN.
Śledziłam z zapartym tchem na Insta całą Twoją podróż (a gul z zazdrości mi śmigał jak stąd do Orlando! 😀 ), ale super jest poczytać o Twoich wrażeniach. Będę czekała na ciąg dalszy! ❤ I jeszcze raz Ci gratuluję, dla mnie to coś niesamowitego, że jesteś tam, gdzie jesteś, ŁAŁ!!! ❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba
❤ jeszcze dużo wrażeń mam do opisania 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
❤
PolubieniePolubione przez 1 osoba