
Wentylator obraca się powoli pokazując 30°C. To kilka stopni więcej niż parę godzin temu. Możnaby zamknąć okno, żeby gorące powietrze nie wpadało do domu, ale ciężko się ruszyć z kanapy.
Patrzę więc tylko na światło prześwitujące przez małe otwory w roletach i słyszę jak raz po raz wiatr gwałtownie popycha je na okno. Są dobrze przymocowane, więc się nie ruszą. Nie jak białe, papierowe żaluzje, które kiedyś mieliśmy w dużym pokoju.
Chroniły przed popołudniowym, letnim słońcem, ale zamocowane były tylko u góry, więc wiatr targał nimi niemiłosiernie. To w górę, to w dół. Szelest kartonu i ciche uderzenie w drewnianą ramę okna. Kiedy unosiły się w górę do pokoju wpadało nagle więcej światła, po czym wszystko znów zamierało w półmroku.
Na niedzielny obiad musowo były kotlety schabowe i ziemniaki z sosem. Zimą tata robił surówkę z kiszonej kapusty, latem pewnie była do tego mizeria. Na deser miseczka jagód posypanych cukrem.
W telewizji Tony Halik i Elżbieta Dzikowska opowiadali o swojej ostatniej podróży. Siedziałam na kanapie i patrzyłam z zachwytem na kolor nieba nad żaglami jachtu, którym płynęli i marzyłam że kiedyś i ja zobaczę palmy i biały piasek nad morzem tak ciepłym, że można do niego wejść z biegu.
Ponad ćwierć wieku później, znów siedzę na kanapie, choć telewizor jest wyłączony. Słychać tylko szum wentylatora i rozwrzeszczane cykady za oknem. Planujemy nadchodzący tydzień. Kiedy i co napisać do faceta z banku? Czy w końcu w tym tygodniu podpiszemy umowę kupna domu? Kiedy zabrać samochód na przegląd? Czy ktoś napisze w sprawie adopcji małego Bubu, czy skończymy z ósemką kotów?
Wiatr znów uderza w rolety i momentalnie przenosi mnie w czasie na rogówkę w bloku z wielkiej płyty.
Wtedy zrobiłabym wszystko, żeby tata wziął nas nad Jezioro Rudnickie. Żebyśmy mogli się schłodzić w mętnej zielonej wodzie pełnej innych dzieci, tak samo spragnionych wrażeń jak my.
Teraz też mogłabym pójść nad jezioro, plaża jest zaledwie 15min spacerkiem od domu, ale wiem, że będzie pełna ludzi i ich głośników na bluetooth. Piasek będzie parzył w stopy a słońce piekło w szyję. Może pójdziemy później, obejrzeć zachód słońca i pomoczyć nogi.
Nie chciałabym wrócić do tamtych czasów, przeżywać raz jeszcze frustracji czasów dzieciństwa. Ale bardzo lubię te mentalne podróże w czasie.
A jak Wy wspominacie letnie weekendy spędzane w domu rodzinnym?
U babci na tarasie w letnie wieczory graliśmy w chińczyka i piliśmy zakazane słodkie bezalkoholowe piwo.
Albo po prostu nad morzem. Cały dzień, z przerwą na obiad lub bułkę z masłem i ogórki.
Albo z wujkiem w sadzie i z jego pszczołami…
Wystarczyło, że dzień był dluzszy i nie trzeba było wracac do domu o 19.00…
Chyba bym chciała wrócić do tamtych czasów…
PolubieniePolubione przez 2 ludzi