
Koniec listopada to zawsze był dla mnie czas oczekiwania na śnieg. Budziłam się rano i przez chwilę wsłuchiwałam się w odgłosy ulicy. Jeśli usłyszałam dźwięk drewnianej łopaty do odgarniania śniegu zrywałam się odsłaniać okna, żeby zobaczyć ile napadało przez noc.
Najbardziej lubiłam kiedy gruba warstwa śniegu pokrywała drzewa w lesie, wiedziałam, że będzie można wtedy iść po szkole na sanki.
Przez długie lata budziłam się w zimę z tym uczuciem, że może już spadł śnieg, choć potem ze smutkiem zdawałam sobie sprawę, że tu gdzie mieszkam, nie ma na to szans. Dlatego lubię czasem odwiedzić zimą Polskę, bo choć marzną mi stopy, recę i nos, tęsknię za widokiem sosen i świerków przybranych białym puchem.
Las
W zeszłym roku na Święta śniegu za wiele nie było, ale mimo tego udało się zaspokoić swój zimowy głód. W tym roku znowu tęskno myślę o śniegu…
Gdańsk
W zeszłym roku wybraliśmy się również na jeden dzień do Gdańska. Nie pamiętam kiedy ostatni raz zachwycałam się nim tak czysto turystycznie jak ktoś, kto znalazł się w obcym, pięknym miejscu po raz pierwszy. Tym razem jednak właśnie tak się czułam i brakowało mi tylko rurki z kremem, która była obowiązkową atrakcją każdego spaceru po Długiej świerć wieku temu, kiedy Gdańsk wydawał mi się tak odległy, jakby był w zupełnie innym kraju.
Zimy mają już u nas zupełnie inny charakter niż w latach 80 czy 90. Teraz żeby zaspokoić dziecięcą potrzebę zjazdów na sankach i zabawy na śniegu jeździmy w góry bo w tej naszej, bardziej północnej części śnieg jest tak chwilową atrakcją że dzieciaki czasami w ogóle nie zdążą z niej skorzystać
PolubieniePolubione przez 1 osoba