Mgławica

Opowiem Wam dzisiaj historię…

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami i za siedmioma miastami żyła sobie mała czarna koteczka. Uczyła się świata, tego co złe i co dobre. Że jedzenie, oprócz mleka mamy, trzeba upolować, że po jedzeniu należy się starannie umyć, że kupę trzeba zakopać, żeby nikt cię nie wytropił, i że uszy trzeba drapać jeśli swędzą.

Pogoda była przyjemna, ptaszki wesoło świergały na każdym drzewie, koci brzuszek był pełen, ale na horyzoncie czaiła się już tragedia. Wielka hucząca maszyna, która poruszała się znacznie szybciej niż jakikolwiek pies. Pisk, uderzenie, strach. Koteczka biegła co sił w łapkach nie odwracając się za siebie. Nie było też już i na co. Wbiegła w najbliższą ulicę i schroniła się pod samochodem. W strachu wołała mamę, ale ta nie przychodziła.

Mijały godziny, nikt nie odpowiadał na płacz maleństwa. Kotka zaczęła się rozglądać niepewnie po okolicy i wtem, na samym końcu ulicy zobaczyła kocią sylwetkę. Podbiegła kilka metrów do przodu i przysiadła na ziemi. Zamiauczała. Kot popatrzył na nią uważnie i przymknął żółte oczy. Poruszyła się znowu naprzód a wtedy i kot podniósł się, odwrócił tyłem do niej i zaczął iść ku końcowi ulicy.

Przeszedł kilka kroków, odwrócił się, spojrzał na koteczkę, przymknął oczy i zastrzygł uszami, po czym odwrócił głowę i powoli posuwał się naprzód. Maleństwo niewiele myśląc pobiegło za nim i zatrzymało się w bezpiecznej odległości. Tak przecież uczyła mama. Kot odwrócił się jeszcze raz po czym zwinnym ruchem wskoczył na mur pobliskiego domu i zniknął za ogrodzeniem.

Kotka rozglądała się nerwowo wokół, zapłakała, ale nie by o Ωadnej odpowiedzi. Odważyła się w końcu wgramolić na mur i skoczyć za płot, podążając za rudym kotem. Ale jego już nigdzie nie było, jakby zapadł się pod ziemię. Pod łapkami miała śliskie brązowe płytki, przed sobą ogromny basen pełen wody a nad nim górował wysoki dom. To wszystko było dość przerażające więc znów co sił w łapkach zaczęła biec szukając schronienia.

I wtedy po raz kolejny zobaczyła rudego kota za którym tu przyszła. Zamiauczała smutno, kot znów przymknął oczy. Siedział w samym końcu patio, na skraju domu. Zastrzygł uszami, wstał i spokojnie poszedł za dom. Kicia zamiauczała wytraszona, że znowu gubi go z oczu i popędziła za nim tak szybko, jak mogła. Zobaczyła go znowu tuż pod płotem, na stosie niepotrzebnych nikomu rzeczy. Za nim i obok niego była siatka za którą rosły wysokie iglaki. Przymknął oczy i powoli przeszedł przez boczne ogrodzenie na drugą stronę.

Przerażona kotka zaczęła miauczeć tak głośno jak tylko mogła, sama nie wiedząc czy wołając mamę czy rudego kota. Chciała tylko, żeby ktoś przyszedł i zabrał ją z tego przerażającego miejsca. Miauczała długo aż po drugiej stronie siatki rozległy się kroki i cichy głos zapytał:
– Jackie? Jackie, to ty? Co się stało?

Kotka przeraziła się jeszcze bardziej bo głos był tuż obok i na dodatek drzewa się poruszały. Ale z przerażenia zapomniała to, czego uczyła ją mama i zamiast siedzieć cicho, znowu zapłakała głośno. Naraz jakiś inny rudy kot, trochę tylko większy od niej samej pojawił się przy płocie i zawarczał. Kroki oddaliły się pospiesznie a potem wróciły i słychać je było jeszcze donośniej.
– Tam w krzakach, Kluska go chyba widziała bo syczała. Myślałam najpierw, że może to Jackie, ale to ktoś inny.
– No nieźle, zaraz zobaczymy – halo? maluchu, jesteś tam?

Dwoje ludzi podeszło do płotu i zaczęło rozgarniać iglaki, żeby móc zobaczyć co sie dzieje i pomóc płaczącemu maleństwu.
– Widzisz go? Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że to jakiś mały czarny kotek.
– Ja też.

Ludzie zajęci byli rozgarnianiem gałęzi, koty plątały się pod nogami probując pomóc. Tymczasem, kilka metrów od nich, rudy kot, niezauważony przez nikogo podszedł powoli do małej miedzianej urny z prochami i rozpłynął się w powietrzu…

Chcecie znać ciąg dalszy tej historii? 😉

Mała spędziła tę noc na dworze bo bała się do nas podejść za to biegała za Buffy, jakby to była jej mama. Następnego dnia wbiegła do domu i schowała się za meblem w salonie:

Kocie oczy za szafą

Po mału zaczęła wychodzić z zza szafy i w końcu udało mi się ją pogłaskać. Weterynarz powiedziała, że ma około 7-8 tygodni i pokazała nam pod mikroskopem świerzb z jej uszu. Ja powiedziałam, że zawsze marzyłam o czarnym kocie.

I to właśnie historia o tym jak tracisz jednego kota a potem nagle masz ich sześć.

Dwa tygodnie głowiliśmy się nad imieniem dla małej. Gdyby była kotem, nie byłoby problemu – Orión, ale dla kotki nic nie pasowało. Aż w końcu Gerardo powiedział Nébula i jakbym usłyszała kliknięcie. Wszystko było na swoim miejscu. Nébula to po hiszpańsku mgławica 🙂

7 myśli na temat “Mgławica

Dodaj odpowiedź do mefistowy Anuluj pisanie odpowiedzi