Mąż i nie mąż

Właściwie to nie chciałam wychodzić za mąż. No dobra, kiedy byłam mała tak. Wydawało mi się, że będę miała męża, dwójkę dzieci i będę stomatologiem robiącym duże pieniądze. Potem chciałam być psychologiem dziecięcym, bo wydawało mi się, że już zawsze będę tak dobrze rozumieć dzieci 😉 A potem jakoś mi przeszło…

Zawsze bardzo lubiłam bawić się w dom i jednym z moich niespełnionych, dziecięcych marzeń było posiadanie lalki Baby Born. Kiedyś jakaś dziewczynka przyniosła swoją do przedszkola. To była jedna z tych lalek, która niby robiła kupę 😛 Robiła jej się plama na tyłku i trzeba ją było wytrzeć jakąś specjalną gąbką. Nie pamiętam. Teraz te lalki wydają mi się dość brzydkie, ale wtedy, kiedy jeszcze marzyłam o posiadaniu młodszego rodzeństwa, bardzo chciałam mieć przynajmniej takiego bobasa. Jakoś strasznie potrzebowałam się kimś opiekować.

bebe

Ale, z jakiegoś powodu, parę lat później, kiedy bawiłam się z koleżanką w dom, moja lalka nie była już moim dzieckiem, a ja nie miałam wyimaginowanego męża. Byłam studentką stomatologii, która dorabiała sobie opiekując się czyimś dzieckiem 😛 A jeszcze później, kiedy już nie bawiłam się lalkami i rozmyślałam za dużo o życiu, myślałam o tym jak swobodnie czujemy się wszyscy w domu. Jak nikt się nie wstydzi rozmawiać o kupie i nikt nie udaje kogoś innego niż jest. I za cholerę nie wiedziałam, jak można takie coś stworzyć z obcą osobą. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jest to niemożliwe i, chociaż nigdy przenigdy nie chodzę po domu w dżinsach, mój ówczesny chłopak nigdy nie widział mnie w dresie i bez maskary na rzęsach. I nie pozwoliłam mu odwiedzić się w domu, kiedy leżałam z grypą jelitową, bo nie mogłam sobie wyobrazić, żeby zobaczył mnie w takim stanie. A gdyby jeszcze przypadkiem zobaczył mnie rzygającą, to już w ogóle, chyba musiałabym zmienić szkołę, bo nie pokazałabym mu się więcej na oczy.

true story

Minęło kilka lat i poznałam G. Brało mnie akurat jakieś przeziębienie, chyba drugi raz w ciągu dwóch miesięcy. Spędzałam dużo czasu z innymi studentami Erasmusa i co rusz w tym towarzystwie ktoś był chory. Tego popołudnia czułam się paskudnie i nie chciałam być sama w domu. Napisałam do G. czy mogę wpaść do niego po zajęciach. Pamiętam, że po drodze kupiłam sobie bułkę i wielki jogurt (na kolację) – nawyki żywieniowe, o których zdążyłam zapomnieć 😛 G. otworzył mi drzwi i od razu zapachniało cynamonowymi świeczkami a z głośników leciał jazz. W głowie zrobiło mi się bardzo przyjemnie, ale ciało jakoś żyło swoim życiem. Pamiętam tylko, że po jakimś czasie zapytałam czy mogę się położyć na jego łóżku. Weszłam po kołdrę i, chociaż w mieszkaniu było ciepło a ja miałam na sobie gruby wełniany sweter, leżałam i trzęsłam się z zimna. A w międzyczasie G. czytał mi opowiadania po hiszpańsku. Nie rozumiałam absolutnie nic, ale było mi tak przyjemnie, że zapomniałam o gorączce. G. nie zapomniał i powiedział, że w takim stanie nigdzie się stąd nie ruszę, więc dał mi swoje piżamowe spodnie, pojechał do mojego mieszkania po leki na przeziębienie i szczoteczkę do zębów, a ja w międzyczasie się zakochałam.

zakochany.gif

Widzieliśmy się potem w wielu różnych fatalnych momentach, przy których brak makijażu to po prostu pikuś. I w końcu dotarło do mnie, że to, co wydawało mi się niemożliwe jednak nastąpiło. Że jednak można czuć się tak bardzo swobodnie z obcą osobą. Ale to tylko dlatego, że już wcale nie jest obca. Bo jest najlepszym przyjacielem, przed którym nie ma się tajemnic. Ale ja dziś nie o tym.

Dzisiaj o tym, że nawet wtedy nie miałam zamiaru wychodzić za mąż. Bo właściwie po co? Sama idea ślubu była dla mnie jak najgorszy koszmar i wzdrygałam się na samą myśl o ceremonii i gratulacjach. Poza tym w ogóle mąż kojarzył mi się z panem z wąsem. Jak tata Joasi w „Domowym przedszkolu”. G. ma wąsy i brodę nawet, ale, żeby zaraz mąż?

Koniec końców dotarło do mnie, i to nie bez pomocy mamy, że ślub można jednak wziąć bez całej ślubnej otoczki, której nie cierpię. I że jednak jest to z pewnych względów ważne, bo, jakby nie było, żyjemy w państwie prawa, a w świetle prawa byliśmy dla siebie nikim.

Był więc i ślub. I było nas na nim więc czworo. Koty nie mogłyb uczestniczyć, dlatego tylko czworo. My, w roli państwa młodych i dwoje znajomych, w roli świadków. Dla takiej czteroosobowej ekipy, pan urzędnik wygłosił 10 minutowe przemówienie o powadze instytucji małżeństwa, podczas którego z trudem tłumiłam śmiech. Trochę z nerwów, ale bardziej dlatego, że w życiu nikt do mnie tak pompatycznie nie przemawiał. Po podpisaniu wszystkiego co trzeba było, już tylko we trójkę poszliśmy na obiad (koleżanka miała coś do pozałatwiania). Usiedliśmy w ogródku piwnym, na placu w Llucmajor (bo rzecz się działa na Majorce), jedliśmy i rozmawialiśmy. A co jakiś czas przejeżdżał obok samochód czyszczący ulicę i facet z maszyną ze sprężonym powietrzem. Bo był to akurat dzień targowy i trzeba było plac wyczyścić ze wszystkich śmieci po targowisku. Nie pomogło zakrywanie talerza ręką. Na białej, puchatej powierzchni ali-oli pojawiały się coraz to nowsze szare drobinki. Prawdopodobnie zeżarliśmy wtedy sporo śmieci 😉

Wieczorem zjedliśmy ich jeszcze więcej. Nie pamiętam jaki serial akurat wtedy oglądaliśmy, ale na kolację były lody bananowe z kawałkami czekolady i orzechów pekan 😛 Pamiętam dobrze, bo pierwsze opakowanie skończyło się o 20.55 a o 21.15 zamykali supermarket. Zdążyliśmy na czas po drugie! Tak świętować to ja rozumiem.

lody

Za niecały miesiąc miną trzy lata. Trzy lata odkąd mam męża, ale nadal mi to słowo nie przechodzi przez gardło. Nie wiem czemu, zawsze kiedy już nie mam wyjścia, mówię „mój mąż” a potem zaśmiewam się histerycznie, bo mam wrażenie, że brzmię jak z komedii Barei.

800_Poszukiwany-Poszukiwana-cytat-z-filmu-HELTER-Graficzne-Cytaty-Filmowe

Może się jeszcze kiedyś przyzwyczaję, nie wiem.

9 myśli na temat “Mąż i nie mąż

  1. To niesamowite, jak czasem wyobrażamy sobie naszą przyszłość, jakie mamy obawy, a życie zaskakuje nas tak bardzo, że aż trudno w to uwierzyć… Ja sobie zawsze myślałam, że jak nie poznam przyszłego męża na studiach, ani w pracy, to już go nigdy nie będę mieć, bo jak inaczej mogłabym go zobaczyć w różnych codziennych sytuacjach, kiedy nie udaje, jest sobą w kontaktach z innymi…. poznać na tyle, żeby oswoić się z drugą osobą i poczuć bezpiecznie, ze świadomością, że ta druga strona niczego nie udaje, nie gra. Dzięki za ten Twój wpis, który obudził też sporo moich wspomnień (w LO mój przyszły mąż odwiedził mnie, kiedy po raz pierwszy w życiu nie poszłam do szkoły z powodu choroby, nie muszę dodawać, że w rozciągniętej piżamie i zasmarkana poczułam się dziesięć razy gorzej, ze świadomością, że ktoś OBCY na mnie patrzy…)

    Polubione przez 1 osoba

  2. Matko, te lalki Baby Born były naprawdę CREEPY! 😀
    A w temacie, wydaje mi się, że kiedy się spotka właściwą osobę, to wszystko po prostu przychodzi naturalnie i samo… i nie ma ciśnienia, strachu, niepewności,napinki, tylko jest poczucie, że wszystko jest tak, jak powinno być. Wyszedł Ci tak w ogóle prześliczny wpis o miłości w ogóle, wiesz? Uśmiechałam się szeroko, jak to czytałam! 🙂

    Polubione przez 2 ludzi

    1. On akurat nie przepada za publicznym uwywnętrznianiem się 😁 Ale też nie chciał się żenić, ani robić wesela, nie raz o tym rozmawialiśmy. Myślę, że mieliśmy oboje wielkie szczęście spotkać osobę, która tak dobrze nas rozumie 😊

      Polubienie

  3. My zdecydowaliśmy się na ślub z powodu przeszkód biurokratycznych utrudniających wspólne życie. Kiedy szliśmy by się zapisać do urzędu na stosowne przemówienie pana z łańcuchem na piersiach, syn miał już trzy lata 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj odpowiedź do StaraPannaZKotem Anuluj pisanie odpowiedzi